Córka Dominiki Clarke w szpitali
Matka pięcioraczków z Horyńca, Dominika Clarke, regularnie podróżuje z wyspy Koh Lanta do stolicy Tajlandii. Jej częste wizyty są spowodowane zdrowiem synka Czarusia, który urodził się jako wcześniak. Chłopiec przeszedł zabieg na sercu i zmaga się z problemami zdrowotnymi, takimi jak nieprawidłowo rozwinięte podniebienie oraz nadwrażliwość w rejonie ust, co uniemożliwia mu karmienie tak jak pozostałe dzieci.
Dodatkowo, mama pięcioraczków z Podkarpacia musiała udać się do szpitala w Bangkoku na badania z drugim z pięcioraczków, jej córeczką Gracie. Wszystko to sprawia, że rodzina musi radzić sobie ze stresem związanym z codziennymi wyzwaniami i opieką nad pięcioraczkami, w tym z dodatkowymi potrzebami Czarusia. Mimo trudności, Dominika dzielnie stawia czoła sytuacji, pokazując determinację i miłość do swoich dzieci. Przebieg wizyty pani Clarke zrelacjonowała na swoim Instagramie.
Polecany artykuł:
Jak mała sprawowała się na badaniach?
„Była w cudownym nastroju, wszystkich wokół zaczepiała i rozdawała uśmiechy. Potem dostała syropek i zasnęła spokojnie, a pani doktor zaczęła podpinać różne kabelki do jej małej główki. Siedziałam obok, cierpliwie czekając na jakąś informację”
– relacjonowała mama pięcioraczków z Podkarpacia.
„Badanie trwało bardzo długo. Pani pielęgniarka wpatrywała się w monitory podpięte do Gracie, a pani doktor analizowała dziwne wykresy na ekranie. W pokoju panowała ciemność i cisza – taka cisza, która pozwala każdej myśli stać się głośniejszą – w mojej głowie kłębiły się tysiące pytań”
– dodała.
Jak się okazało, po samych badaniach „Gracie była trochę nieswoja”.
„Usiadła w wózku, zamknęła dach i schowała się w swoim małym świecie. Czułam, że musi odreagować. Postanowiłam zabrać ją w magiczne miejsce, które koi nerwy i przynosi radość. Usiadła w wózku, zamknęła dach i schowała się w swoim małym świecie. Czułam, że musi odreagować. Postanowiłam zabrać ją w magiczne miejsce, które koi nerwy i przynosi radość”
– możemy przeczytać w instagramowym poście.
„Usiadłyśmy w kącie i czekałyśmy. Jeden z piesków, malutki i puchaty, podszedł powoli, jakby wiedział, że Gracie potrzebuje czasu. Patrzyłam, jak ostrożnie wyciąga swoją małą rączkę, a piesek, z czułością i delikatnością, pozwala jej dotknąć swojej miękkiej sierści. Gracie się rozpromieniła – wiedziałam, że to była dobra decyzja. Nie wiem, jak te zwierzęta to robią, ale w ich obecności świat wydaje się trochę prostszy, a trudne chwile – łatwiejsze do przejścia”
– napisała pani Clarke na Istagramie.
Zima zapanowała w Bieszczadach. Trudne warunki na szlakach
Zobacz naszą galerię!