Sprzedali zabójczą galaretę własnej produkcji
Regina i Wiesław S. na targu w Nowej Dębie na Podkarpaciu sprzedali kilka sztuk galarety. Po ich zjedzeniu dwie kobiety trafiły do szpitali, a 54-letni obywatel Ukrainy zmarł. Małżeństwo zostało zatrzymane, przesłuchane i postawiono im zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Przyznali się do zarzucanych im czynów. Teraz sami zabrali głos i opowiedzieli o warunkach w jakich przygotowywali swojskie wyroby.
Prokuratura o warunkach w domu Reginy i Wiesława S.
Według ustaleń prokuratury warunki, w których małżeństwo spod Mielca przygotowywało wędliny i wyroby mięsne nie spełniały wymagań. - Wyposażenie tego pomieszczenia, mam tu na myśli stoły, deski czy przyrządy, które były wykorzystywane przy tego typu rzeczach, typu noże, łyżki, cedzaki, były brudne - powiedział portalowi TVN24 Andrzej Dubiel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Co ważne, Regina i Wiesław S. nie mieli zgody i uprawnień do produkcji i handlu własnymi wyrobami.
ZOBACZ: Nielegalnie przekroczyli granicę na rowerach. Mieli plan, nawet sprytny
Regina i Wiesław S.: wyszło, jak wyszło
Małżeństwo zgodziło się na udział w programie „Uwaga” TVN. Tłumaczyli, że sprzedaż własnych wyrobów pozwalała im dorobić do domowego budżetu.
Gospodarstwo małe jest, nie ma przychodów. Chcieliśmy troszkę dorobić. Żona pracuje sezonowo. Ja troszkę pochorowałem, zawodowo nie mogę pracować. I wyszło, jak wyszło - powiedział mężczyzna.
Dziennikarz spytał o warunki w jakich ich wyroby były przygotowywane.
Jak to w domu, są chyba czyste, prawda? - powiedziała Regina S.
Rodzinom możemy współczuć i przeprosić, że tak się stało. Przepraszam, bo to nie było umyślne – przekazał Wiesław S.
Za to ich pełnomocnik, Leszek Kupiec, przekazał, że swoją „małą hodowlę” prowadzili dla własnych potrzeb.
Handel mięsem ma się dobrze
Jak podaje „Super Express” mieszkańcy Podkarpacia nie boją się o zdrowie, kupując mięso z samochodu. Co więcej, niektórzy nawet „żartują” z galarety. Przy samochodzie, z którego sprzedawane są wyroby z masarni, ciągle jest kolejka. Osoby kupujące cały czas „żartują” z galarety, przez którą 3 osoby trafiły do szpitala, a 54-letni mężczyzna zmarł. Pytamy, czy mieszkańcy nie boją się kupować mięsa z ulicy po tym, co się stało w Nowej Dębie?
Ja tu zawsze kupuję, nigdy nic nie było, jest zdrowe, smaczne, co ma się stać!?
To głupota i porażka! Ja kupuję mięso dla rodziny tutaj na targu. Dzieci jedzą i nie było ani razu tak, żeby komuś nie smakowało, a co dopiero, żeby coś się stało. Straszenie ludzi i tyle!
- komentowali na „SE” mieszkańcy Podkarpacia.
Źródło: "UWAGA" TVN/TVN24.pl/SE.pl Rzeszów