Pierwsza połowa to mecz bez większej historii. Optyczną przewagę mieli piłkarze Śląska Wrocław, ale drużyna gości dobrze grała w obronie i nie pozwoliła gospodarzom na skonstruowanie groźnej akcji, po której jakikolwiek zawodnik Śląska mógł mieć dobrą okazję do strzelenia bramki.
Ciekawie zrobiło się dopiero w końcówce pierwszej połowy. Po długiej piłce, która miała zacząć kontrę dla Stali błąd popełnił Konrad Poprawa – przy pojedynku biegowym piłka trafiła go w rękę i za to zagranie zobaczył czerwoną kartkę i Śląsk grał już tylko dziesięcioma zawodnikami.
Stal chciała jak najszybciej wykorzystać grę w przewadze i zejść z bramką do szatni. Ten plan prawie się udał. Prawie, bo po strzale Kokiego Hinokio piłka zatrzepotała w siatce wrocławian, ale arbiter dopatrzył się zagrania ręką zawodnika Stali.
Po przerwie to Stal chciała atakować i częściej utrzymywać się przy piłce, ale – zupełnie tak samo jak Śląskowi w pierwszej połowie – gra się wyjątkowo nie kleiła. Pomimo gry w przewadze oglądaliśmy klasyczny mecz walki w środku pola. I gdy pachniało już klasycznym wynikiem 0:0 po bezbarwnej grze, nastąpił przełom.
Szalone cztery minuty
Najpierw w 77. minucie Mateusz Praszelik strzelił w kierunku bramki Rafała Strączka. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od Mateusza Matrasa i bramkarz Stali w tym momencie był zupełnie bezradny. 180. sekund później kibice Stali mogli się cieszyć z wyrównania. Dobre dośrodkowanie Dawida Korta, ogromny błąd bramkarza Śląska, który w dopuścił do strzału Bożidara Czorbadżijskiego. Bułgar chętnie skorzystał z prezentu, jaki podarował mu Putnocky. 1:1.
Nie minęła minuta i Peter Schwarz mocnym strzałem pokonał Rafała Strączka i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Wrocławianie uwierzyli, że nawet grając o jednego zawodnika mniej mogą zdobyć „trzy oczka”.
Tempo meczu po trzech bramkach nie spadło, ale więcej bramek już nie zobaczyliśmy. Stal próbowała doprowadzić do wyrównania, ale Śląsk skutecznie odpierał jej ataki. Podopieczni Adama Majewskiego nie dawali za wygraną, ale ostatecznie musieli uznać wyższość gospodarzy.
- Każda passa się kiedyś kończy, niestety nasza zakończyła się w najgorszy możliwy sposób. Tak naprawdę nie ma żadnego wytłumaczenia. Wiadomo, że graliśmy w przewadze jednego zawodnika przez 45 minut i jedną bramkę można stracić, takie błędy się zdarzają. Natomiast stracenie dwóch bramek grając w przewadze nie powinno mieć miejsca – mówił na pomeczowej konferencji trener Stali Mielec.
Polecany artykuł: