- Rodzina Clarke ponownie znalazła się pod lupą służb.
- Po wizycie policji, delegacja z Tajlandii przeprowadziła szczegółową kontrolę warunków życia jedenastu dzieci.
- Anonimowe donosy i hejt w sieci prowadzą do poważnych konsekwencji. Dowiedz się, co dalej z rodziną.
Najpierw policja, teraz kolejne służby. Rodzina pięcioraczków dalej sprawdzana
Rodzina Clarke znów znalazła się w centrum uwagi – i to nie z własnej woli. Po niedawnej wizycie policji w ich domu, kolejne służby sprawdzają, w jakich warunkach wychowywane są dzieci. Dominika Clarke otwarcie przyznaje, że wraz z rosnącą popularnością muszą mierzyć się z falą hejtu w sieci.
Krytyka przybiera na sile, a niektórzy hejterzy podejmują coraz bardziej agresywne działania. W efekcie kobieta obawia się, że donosy niektórych osób mogą w przyszłości zagrozić jej prawom do opieki nad dziećmi.
Ostatnio Dominika podzieliła się na swoich profilach społecznościowych doświadczeniem nietypowej interwencji w domu. Jak relacjonowała, policja pojawiła się na wezwanie osób trzecich, które chciały sprawdzić warunki, w jakich wychowywane są dzieci.
Wczoraj przekroczyliśmy nowy poziom absurdu: czterech policjantów w moim domu. Tak, czterech, bo przecież w wyobraźni pani N (naczelnej hejterki) nasza codzienność to nie rodzina, tylko scena z kryminału – przekazała Dominika Clarke.
Jak sama przyznała kobieta, oskarżenia i zgłoszenia kierowane do służb sprawiły, że zaczęła tracić nadzieję na spokojne życie.
Dalsze kontrole w domu Clarke’ów
Sprawa nie zakończyła się jednak na interwencji policji. Następnego dnia do domu Clarke’ów przybyła delegacja przedstawicieli rządu Tajlandii.
Poinformowana została nie tylko policja, ale także rząd Tajlandii. I tak… do naszego domu przyjechała delegacja rządowa – relacjonuje Dominika Clarke.
Kobieta opisuje, że w domu pojawiło się około 15 osób: nauczyciel, lekarz, pielęgniarka i inni przedstawiciele różnych instytucji. Każdy z nich sprawdzał, jak żyją Clarke’owie, jak wyglądają dzieci i ich otoczenie.
Było ich tylu, że nie mieściliśmy się w jednym korytarzu. Kazali ustawić wszystkie dzieci w rządku, zrobili zdjęcia, notatki, pytania, rozmowy, formalności – dodaje matka pięcioraczków.
Jak podkreśla, wizyta służb była wynikiem donosu, który zarzucał nieprawidłowości w opiece nad dziećmi.
