Podobno jesteśmy tym, co jemy, a prawidłowa dieta jest podstawą naszego zdrowia. Świadomość Polaków w tej kwestii rośnie coraz bardziej. Na sklepowych półkach znajdziemy coraz więcej produktów eko, nie brakuje też restauracji, które serwują takie dania. Tymczasem w wielu szpitalach jemy... coś, co posiłkiem jest chyba jedynie z nazwy.
Każdy, kto choć raz miał przyjemność leżeć na szpitalnym łóżku wie, że bez żywieniowego wsparcia od bliskich, można sporo schudnąć. Do dziś na wielu oddziałach, także na Podkarpaciu, za śniadanie służą biały chleb i masło, a rarytasami są odrobina białego sera czy dżemu. Serwuje się za to sporo wędlin - niestety tych kiepskiej jakości. Obiady to z reguły wodniste i nieprzyprawione zupy, a drugie dania to istne breje znowu z czymś, co przypomina mięso. Kolacje są powtórkami śniadań, do tego są wydawane zwykle wcześnie, przez co długa przerwa między ostatnim posiłkiem pierwszego dnia, a pierwszym drugiego staje się trudna do zniesienia.
Wyjątek stanowią porodówki, które biorą udział w pilotażowym programie Ministerstwa Zdrowia i NFZ "Standard szpitalnego żywienia kobiet w ciąży i okresie poporodowym". W Rzeszowie to na przykład Pro Familia.
Szkoda, że posiłki skonsultowane z dietetykiem to jedynie program, a nie norma w polskiej służbie zdrowia...
Więcej zdjęć znajdziecie na FP Posiłki w szpitalach.