Zoriana uciekła przed wojną w Ukrainie. „Bardzo chce wrócić do domu”

i

Autor: pexels

Zoryana uciekła przed wojną w Ukrainie. „Bardzo chcę wrócić do domu”

2023-02-23 13:45

Wybuch wojny, ucieczka, układanie życia na nowo – oto rzeczywistość setek Ukrainek i Ukraińców, którzy przyjechali w ostatnim roku do Polski. Z jakimi problemami muszą sobie radzić? Gdzie mogą znaleźć pomoc? O sytuacji swojej i wielu innych ukraińskich rodaków opowiedziała nam psycholożka Zoryana Gulechko.

Rok od wybuchu wojny w Ukrainie

Od rosyjskiej agresji na Ukrainę minął rok. 12 miesięcy, w czasie których życie setek osób mieszkających na terenie zaatakowanego kraju zmieniło się diametralnie. Dla wielu Ukraińców i przede wszystkim Ukrainek oznaczało to wyjazd i układanie życia na nowo – bez gwarancji i perspektywy szybkiego powrotu do domu. Tysiące z nich znalazły swój nowy dom na Podkarpaciu, szczególnie w Rzeszowie.

Wiele osób, które postanowiły zostać tu na dłużej, zmaga się z różnymi trudnościami – od stresu i traumy, przez problemy z pogodzeniem się z nową sytuacją, po tęsknotę za bliskimi. Nie są w tym sami. W Rzeszowie pomocy mogą szukać m.in. w Caritas Diecezji Rzeszowskiej. Od 17 sierpnia 2022 roku funkcjonuje przy nim Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom. W ramach jego działania pomoc – głównie psychologiczną, ale też materialną – uzyskać mogą Ukraińcy i Ukrainki przebywający w Polsce.

– Pomagam rodzinom, szczególnie samotnym matkom z dziećmi. Udzielam pomocy przede wszystkim psychologicznej. Ale Caritas pomaga też materialnie – mówi naszemu reporterowi Zoryana Gulechko, psycholożka pracująca CPMiU. – Prowadzę zajęcia rozwojowe dla dzieci – grupowe i indywidualne. Pracuję też z nastolatkami i dorosłymi. Najczęściej są to Ukraińcy, ale – jak trzeba – udzielam też pomocy po polsku – dodaje specjalistka.

Problemy ukraińskich uchodźców

Z jakimi problemami głównie zmagają się osoby zgłaszające się po pomoc do Centrum przy Caritasie? Gulechko opowiada, że najczęściej jest to stres, trauma i poczucie straty. W Rzeszowie przebywa wiele Ukrainek, które muszą radzić sobie tu same – bez wsparcia mężów czy rodzin. Z trudną sytuacją radzić sobie muszą także dzieci i nastolatki. W ich przypadku problemem jest zrozumienie samej rozłąki z ojcami i tęsknota za domem, przyjaciółmi.

– Kobiety, z którymi pracuję, zostały teraz bardzo często bez mężów. Do tej pory rodziny mieszkały razem, a teraz wylądowały tu same i muszą sobie radzić. U mniejszych dzieci – pięcio-, sześciolatków – pojawiają się problemy, bo zostają tu bez ojców na dłuższy czas. Myślą, że tata je zostawił na zawsze. Nawet jeśli rozmawiają przez telefon, nie to jest dla nich dowodem na to, że wrócą do Ukrainy i będą mieszkać razem. Są to trudne sytuacje – mówi psycholożka. – Dla nastolatków problemem jest to, że ich przyjaciele często zostali w Ukrainie albo rozjechali się po świecie. Często są tu sami, bo rodzice stwierdzili, że tak będzie dla nich najlepiej. Problemem jest często brak komunikacji między rodzicami i dziećmi. Trzeba pracować i z jednymi, i z drugimi – opowiada i dodaje: – U kobiet bardzo często pojawia się teraz poczucie straty i trauma.

Gulechko pracuje w Centrum dwa dni w tygodniu, ale podkreśla, że jeśli pomoc potrzebna jest w innych terminach czy godzinach, pozostaje dyspozycyjna. Spotkania, w ramach których pomaga potrzebującym radzić sobie z ich problemami, mogą przybrać różna formę. W zależności od potrzeb, psycholożka może spotkać się z kimś indywidualnie albo w trakcie zajęć grupowych. Prowadzi je zarówno dla dzieci, nastolatków, jak i dorosłych.

– Na miejscu jestem we wtorki i środy od 8 do 13. Najczęściej ludzie przychodzą spontanicznie, a niektórzy zapisują się też wcześniej. Pracujemy z dziećmi, pracujemy z nastolatkami także popołudniu – wszystko da się umówić telefonicznie – mówi psycholożka. – W ciągu dnia najczęściej mam 3-4 spotkania po godzinie-półtorej czasem nawet do dwóch. I grupowe, i indywidualne – w zależności ile i jakie trzeba. Przepracowujemy ataki złości, paniki, stres. Zdarzały się przypadki, że ktoś zaczynał chodzić, przestawał i wracał po pół roku – opowiada.

Zoryana o swojej rzeczywistości w Rzeszowie

Warto dodać, że psycholożka sama musi mierzyć się z emigracyjną rzeczywistością. Z powodu wojny sama musiała opuścić rodzinny Lwów i wyjechać do Polski, do Rzeszowa. Doskonale rozumie problemy, z którymi zmagają się zgłaszające się do niej osoby. Też musi się z nimi mierzyć. Ze Lwowa wyjechała kilka dni po rosyjskim ataku na Ukrainę. Zabrała ze sobą dzieci i córkę koleżanki. Jak odnalazła się w nowej rzeczywistości?

– Jestem cały rok w Polsce, od 27 lutego. Z dziećmi i córką koleżanki. Pochodzimy z Lwowa – mówi Gulechko. – Dwa dni po przyjeździe do Polski moje dzieci poszły do szkoły. Młodsze po trzech poszło do przedszkola. Po tygodniu byłam już w pracy – opowiada. – Przyjeżdżając do Polski nie znałam języka. Nauczyłam się go tutaj, w Caritasie – dodaje. Gulechko podkreśla, że stale się tez dokształca. – Cały czas się uczę, chodzę na szkolenia i warsztaty, żeby mieć jeszcze większe doświadczenie i wiedzę – mówi.

Na pytanie o to, czy pracuje także ze swoimi dziećmi odpowiada, że nie, ale zawsze z nimi rozmawia i tłumaczy im sytuację, w której znalazła się jej rodzina.

– Jako psycholog nie mogę pracować ani ze swoimi dziećmi, ani znajomymi. Byłoby to nieetyczne. Ale ze swoimi dziećmi zawsze rozmawiam.

Rozmowę z naszym reporterem psycholożka skończyła słowami, które najlepiej podsumowują ostatnie 12 miesięcy…

– Bardzo chcę wracać do domu. Bardzo. Do domu, do Lwowa – zakończyła Gulechko.

Bucza.Ukraina. Zniszczone pojazdy wojskowe rosyjskie oraz auta cywilne Ukrainców zmiażdzone przez okupantów