- System start-stop, mający ograniczać spalanie i chronić środowisko, staje się źródłem frustracji dla wielu kierowców.
- Kierowcy skarżą się na dyskomfort jazdy, szarpanie silnika oraz obawy o szybsze zużycie drogich podzespołów.
- Dowiedz się, dlaczego ten „fałszywy przyjaciel” jest wciąż montowany w niemal każdym nowym samochodzie.
"Fałszywy przyjaciel" kierowców. Dlaczego tak niechętnie korzystają z systemu start-stop?
System start-stop, wprowadzany na szeroką skalę od początku XXI wieku, miał być jednym z filarów nowoczesnej ekologicznej motoryzacji. Jego główne zadanie to automatyczne wyłączanie silnika podczas postoju – na przykład na światłach, w korku czy na przejeździe kolejowym – oraz ponowne uruchamianie jednostki w momencie, gdy kierowca naciska pedał sprzęgła lub zwalnia hamulec. Idea była prosta: ograniczyć emisję spalin, zmniejszyć zużycie paliwa i dostosować samochody do coraz bardziej rygorystycznych norm środowiskowych. W teorii same korzyści. W praktyce jednak wielu kierowców zaczęło traktować ten system jako uciążliwość, która bardziej irytuje niż realnie pomaga.
Pierwszym i najczęściej podnoszonym argumentem przeciwników start-stopu jest jego wpływ na komfort jazdy. Wielu użytkowników skarży się, że ponowne uruchamianie silnika nie jest tak płynne, jak deklarują producenci. Szczególnie w starszych konstrukcjach można wyczuć lekkie szarpnięcie czy chwilowe opóźnienie, co staje się irytujące podczas jazdy miejskiej, gdy zatrzymania i ruszania następują dziesiątki razy w ciągu godziny. Kierowcy przyznają, że zamiast cieszyć się płynną jazdą, mają wrażenie ciągłego szarpania silnika.
Drugim problemem jest obawa o trwałość podzespołów. W teorii producenci zapewniają, że rozruszniki, alternatory, akumulatory i inne elementy w samochodach z systemem start-stop są specjalnie wzmocnione i przystosowane do częstszego uruchamiania. W praktyce jednak wielu użytkowników odnotowuje szybsze zużycie akumulatorów czy problemy z rozrusznikiem, co wiąże się z kosztownymi naprawami. Wymiana akumulatora typu AGM lub EFB, który musi sprostać większym obciążeniom, jest znacznie droższa niż tradycyjnego. W efekcie oszczędności na paliwie często są zjadane przez koszty serwisowe.
- System start-stop, mający ograniczać spalanie i chronić środowisko, staje się źródłem frustracji dla wielu kierowców.
- Kierowcy skarżą się na dyskomfort jazdy, szarpanie silnika oraz obawy o szybsze zużycie drogich podzespołów.
- Dowiedz się, dlaczego ten „fałszywy przyjaciel” jest wciąż montowany w niemal każdym nowym samochodzie.
"Fałszywy przyjaciel" kierowców. Dlaczego tak niechętnie korzystają z systemu start-stop?
System start-stop, wprowadzany na szeroką skalę od początku XXI wieku, miał być jednym z filarów nowoczesnej ekologicznej motoryzacji. Jego główne zadanie to automatyczne wyłączanie silnika podczas postoju – na przykład na światłach, w korku czy na przejeździe kolejowym – oraz ponowne uruchamianie jednostki w momencie, gdy kierowca naciska pedał sprzęgła lub zwalnia hamulec. Idea była prosta: ograniczyć emisję spalin, zmniejszyć zużycie paliwa i dostosować samochody do coraz bardziej rygorystycznych norm środowiskowych. W teorii same korzyści. W praktyce jednak wielu kierowców zaczęło traktować ten system jako uciążliwość, która bardziej irytuje niż realnie pomaga.
Pierwszym i najczęściej podnoszonym argumentem przeciwników start-stopu jest jego wpływ na komfort jazdy. Wielu użytkowników skarży się, że ponowne uruchamianie silnika nie jest tak płynne, jak deklarują producenci. Szczególnie w starszych konstrukcjach można wyczuć lekkie szarpnięcie czy chwilowe opóźnienie, co staje się irytujące podczas jazdy miejskiej, gdy zatrzymania i ruszania następują dziesiątki razy w ciągu godziny. Kierowcy przyznają, że zamiast cieszyć się płynną jazdą, mają wrażenie ciągłego szarpania silnika.
Drugim problemem jest obawa o trwałość podzespołów. W teorii producenci zapewniają, że rozruszniki, alternatory, akumulatory i inne elementy w samochodach z systemem start-stop są specjalnie wzmocnione i przystosowane do częstszego uruchamiania. W praktyce jednak wielu użytkowników odnotowuje szybsze zużycie akumulatorów czy problemy z rozrusznikiem, co wiąże się z kosztownymi naprawami. Wymiana akumulatora typu AGM lub EFB, który musi sprostać większym obciążeniom, jest znacznie droższa niż tradycyjnego. W efekcie oszczędności na paliwie często są zjadane przez koszty serwisowe.
System start-stop. Więcej zalet czy więcej wad?
Nie bez znaczenia jest również psychologiczny aspekt działania systemu. Kierowcy przyznają, że odczuwają niepewność, gdy silnik nagle gaśnie, szczególnie w nieprzewidzianych sytuacjach – np. podczas manewrowania, parkowania czy ruszania pod górkę. Nawet jeśli system działa poprawnie, poczucie „braku kontroli” sprawia, że część osób natychmiast po uruchomieniu samochodu wyłącza start-stop przyciskiem.
Z perspektywy ekologicznej również można mieć wątpliwości. Owszem, w cyklu miejskim system rzeczywiście ogranicza emisję CO₂ i spala mniej paliwa, ale korzyści te są stosunkowo niewielkie. W skali pojedynczego samochodu różnica to często zaledwie kilka procent w zużyciu paliwa. Wielu kierowców dochodzi więc do wniosku, że dyskomfort oraz dodatkowe koszty eksploatacji przewyższają realne zyski ekologiczne.
Dlaczego więc system nadal jest montowany w niemal każdym nowym aucie? Odpowiedź jest prosta: normy emisji i wymogi homologacyjne. Producenci muszą wykazywać coraz niższe średnie spalanie i emisję spalin w swoich flotach, a system start-stop jest jednym z najtańszych i najprostszych rozwiązań, które pozwalają na uzyskanie lepszych wyników w oficjalnych testach. Kierowcy więc często nie mają wyboru. Wraz z nowym autem dostają także „fałszywego przyjaciela”, który według folderów reklamowych jest innowacją, a w praktyce może stać się zmorą codziennej jazdy.
System start-stop miał być krokiem w stronę nowoczesnej, bardziej ekologicznej motoryzacji. Choć idea jest słuszna, to sposób jej realizacji sprawił, że wielu użytkowników widzi w nim więcej wad niż zalet. Zamiast realnie poprawiać komfort i zmniejszać koszty, dla wielu jest symbolem kompromisów, w których marketing i przepisy wygrały z praktycznymi potrzebami kierowcy. Dlatego też określenie „fałszywy przyjaciel” trafnie oddaje stosunek dużej części użytkowników do tej technologii.
ZOBACZ: Top 5 modeli samochodów na dojazdy do pracy według AI
System start-stop. Więcej zalet czy więcej wad?
Nie bez znaczenia jest również psychologiczny aspekt działania systemu. Kierowcy przyznają, że odczuwają niepewność, gdy silnik nagle gaśnie, szczególnie w nieprzewidzianych sytuacjach – np. podczas manewrowania, parkowania czy ruszania pod górkę. Nawet jeśli system działa poprawnie, poczucie „braku kontroli” sprawia, że część osób natychmiast po uruchomieniu samochodu wyłącza start-stop przyciskiem.
Z perspektywy ekologicznej również można mieć wątpliwości. Owszem, w cyklu miejskim system rzeczywiście ogranicza emisję CO₂ i spala mniej paliwa, ale korzyści te są stosunkowo niewielkie. W skali pojedynczego samochodu różnica to często zaledwie kilka procent w zużyciu paliwa. Wielu kierowców dochodzi więc do wniosku, że dyskomfort oraz dodatkowe koszty eksploatacji przewyższają realne zyski ekologiczne.
Dlaczego więc system nadal jest montowany w niemal każdym nowym aucie? Odpowiedź jest prosta: normy emisji i wymogi homologacyjne. Producenci muszą wykazywać coraz niższe średnie spalanie i emisję spalin w swoich flotach, a system start-stop jest jednym z najtańszych i najprostszych rozwiązań, które pozwalają na uzyskanie lepszych wyników w oficjalnych testach. Kierowcy więc często nie mają wyboru. Wraz z nowym autem dostają także „fałszywego przyjaciela”, który według folderów reklamowych jest innowacją, a w praktyce może stać się zmorą codziennej jazdy.
System start-stop miał być krokiem w stronę nowoczesnej, bardziej ekologicznej motoryzacji. Choć idea jest słuszna, to sposób jej realizacji sprawił, że wielu użytkowników widzi w nim więcej wad niż zalet. Zamiast realnie poprawiać komfort i zmniejszać koszty, dla wielu jest symbolem kompromisów, w których marketing i przepisy wygrały z praktycznymi potrzebami kierowcy. Dlatego też określenie „fałszywy przyjaciel” trafnie oddaje stosunek dużej części użytkowników do tej technologii.
ZOBACZ: Top 5 modeli samochodów na dojazdy do pracy według AI

