"8 rano mój maluch siada codziennie do wirtualnej szkoły!!!
Ma normalne lekcje, normalne przerwy, zadania domowe....Brawo dla rzeszowskiej szkoły!
Ps.
Nie wolno się spóźnić!" - post takiej treści pojawił się dziś na profilu FB mistrzyni karate Marty Niewczas.
Brzmi rewelacyjnie? Szybko okazało się, że taki system nauczania jest prowadzony w szkole, ale prywatnej. W publicznych bywa zupełnie inaczej, a świadczą o tym komentarze rozgoryczonych rodziców, które pojawiły się pod wpisem mistrzyni. Okazuje się, że w wielu miejscach nauczyciele ograniczają się do zadawania uczniom kolejnych materiałów do przerobienia. W efekcie uczniowie nową wiedzę muszą przyswoić samodzielnie, a ci z młodszych klas korzystać z pomocy rodziców - nierzadko pracujących i niekoniecznie marzących o spędzaniu z dzieckiem godzin nad książkami po pracy.
W komentarzach wyraźnie widać frustrację (pisownia oryginalna):
"No a w innych szkołach po 40 stron z jednego przedmiotu do zrobienia samemu"
"Ja mam tak samo. Wracam z pracy i przerabiam materiał. który przychodzi w mailu. W pracy drukuję jeszcze jakieś dodatkowe materiały i tak od czwartku"
"U nas to samo....Chyba 15 stron matematyka...."
" U nas wirtualna szkoła kończy się i zaczyna na zadaniu (na każdy dzień) masy zadań do samodzielnego rozwiązania"
"Niestety do przerobienia od wczoraj taka ilość materiału plus lektura że ciężko to ogarnąć i to chyba problem nie tylko mój i mojego dziecka.
A mamy dopiero wtorek"
"Pani Marto co to za szkoła? Bo w szkole mojego syna tylko dostajemy informacje które strony należy przerobić z podręcznika - jakaś porażka! I pomyśleć że mamy XXI wiek - jednak nie dotyczy to polskiej szkoły, z małymi wyjątkami rzecz jasna!"
Oczywiście są wyjątki, które chyba powinny być tu regułą:
"W tym ciężkim czasie ja pracuje z uczniami w VIII LO wykorzystując różne technologie edukacyjne, takie jak Padlet, Kahoot, TedEd, platformy z quizami, a także media społecznościowe, YouTube czy strony do nauki języków. Mam wrażenie, że uczniowie nie narzekają; mają na zadanie np 2-3 dni, a niektórzy wysyłają swoją pracę na danej platformie w tym samym dniu, kiedy proponuje wykonanie jakiegoś zadania. Przygotowujemy się też do pracy za pomocą Office 365, m.in Teams. Wszystko się da odpowiednio zorganizować, wystarczy trochę chęc".
W Rzeszowie funckjonuje też szkoła angielskiego Early Stage. Tu uczniowie dostają lekcje w przystępnej formie w fostaci materiałów wideo. Młodsi mogą wspólnie z nauczycielem na ekranie śpiewać piosenki, rozwiązywać zagadki. Są quizy i dobra zabawa. Ale i ta szkoła jest prywatna, a lekcje nie należą do najtańszych w mieście.
Rodzi się przy tym pytanie, w jaki sposób powinny być prowadzone lekcje na odległość w szkole publicznej. Czy rodzice powinni przejmować rolę nauczycieli? Gdzie leży złoty środek? Minister Edukacji przyznał wczoraj w telewizji publicznej, że szkoły mogą być zamknięte dłużej niż pierwotnie założono. Niewykluczone, że uczniowie nie wrócą do nich przed Wielkanocą.
Polecany artykuł: