- Robert Makłowicz, ambasador festiwalu "Karpaty na Widelcu" w Rzeszowie, opowiada nam o swoim zaangażowaniu i miłości do Karpat.
- Wspomina o tradycjach kulinarnych regionu oraz o planach nagrywania programów na Podkarpaciu.
- Odkryj jego kulinarne wspomnienia i dowiedz się, jakie danie poleca na jesienny poranek.
Radio Eska: W Rzeszowie trwa jeden z najsmaczniejszych festiwali, czyli Karpaty na Widelcu. A razem ze mną jest Robert Makłowicz, ambasador tego wydarzenia. Dzień dobry.
Robert Makłowicz: Dzień dobry, no ambasador to brzmi dumnie. Współuczestnik. Współuczestnik i pomysłodawca koncepcji.
Panie Robercie, proszę powiedzieć, za co pan najbardziej lubi Karpaty na Widelcu i dlaczego zdecydował się pan na to, żeby przyjeżdżać tutaj regularnie co roku?
No bo Karpaty to jest piękne miejsce, to jest region, który obejmuje kilka krajów, bardzo długo się on ciągnie. Tradycja niezwykła, a Rzeszów leży pod Karpatami, no więc jest idealnym miejscem do tego, by te wszystkie smaki z Karpat łączyć i to się właśnie dzieje na tym festiwalu. Okazuje się, bo są goście z różnych zaprzyjaźnionych i nie tylko miejsc właśnie z basenu Karpat, że część rzeczy jest wspólnych dla tych wszystkich państw. No granice narodowe mamy, ale kultura jest wspólna, pasterska, często ponad granicami narodowymi. No i to właśnie staramy się tutaj pokazywać.
A jakie smaki lub zapachy kojarzą się panu z kuchnią Karpat?
No bezsprzecznie to jest zapach bryndzy, to jest zapach kiszonej kapusty, to jest zapach wędzonej słoniny, to jest zapach gotowanej kaszy kukurydzianej, czyli mamałygi. No to są właśnie takie zapachy.
Jeździ pan dużo po Polsce, ale też po Podkarpaciu. Jakie kierunki jeszcze tutaj na Podkarpaciu zwiedził pan, które tak zapadły panu mocno w pamięć i z których ma pan dobre wspomnienia?
No ja w ogóle miewam rzadko złe wspomnienia, a stąd no na przykład miejscem, które niezwykle lubię i myślę o tym, żeby tam zrobić program, nie jest ono tak bardzo popularne, znane miejscowym, ale nie specjalnie tak znane w Polsce jak Bieszczady na przykład. To Pogórze Dynowskie. Jest przecudne po prostu i jeździliśmy kiedyś, robiliśmy programy na Podkarpaciu i zamierzam to powtórzyć teraz na swoim kanale youtubowym. Może wiosną przyszłego roku.
A powiedzmy, bo wspomniał pan o Bieszczadach. Załóżmy, że jest pan w Bieszczadach. Cisza, spokój, piękne krajobrazy. Co pan gotuje?
No to wiadomo, że na przykład fuczki są z Bieszczad, ale w Bieszczadach też mamy pozostałości kuchni Łemkowskiej i Bojkowskiej. Pozostałości, bo akcja Wisła zmieniła ludność w Bieszczadach. Więcej tej kuchni Łemkowskiej i Bojkowskiej znajdziemy w Beskidzie ale w Bieszczadach też. W ogóle tutaj mamy też ludzi z Rumunii. Zaprzyjaźnione miasto rumuńskie, już nie pamiętam które. W każdym razie jak sobie uświadomimy, dopiero patrząc na mapę uświadamiamy sobie, że z Bieszczad, czyli z Podkarpacia do Rumunii jest w linii prostej 150 km, no nie więcej. Mamy styk kilku granic, czyli mamy Słowację, Ukrainę i kawałek dalej jest Rumunia i to jest bardzo blisko. No bo to był kiedyś jeden rejon po prostu i ci ludzie, którzy tam mieszkają, oczywiście dzisiaj to są Polacy, Rumuni, Ukraińcy, Słowacy, ale wielu z nich to są po prostu ci, którzy swoje korzenie mają w osadnictwie z czasów średniowiecza, czyli potomkowie Wołochów, bo nimi zasiedlano, królowie polscy i węgierscy zasiedlali po obu stronach Karpat, po najazdach tatarskich te ziemie, bo to byli jedyni ludzie, którzy się znali na gospodarce pasterskiej. Dlatego jest mnóstwo wspólnych rzeczy. Słowo "watra" nawet w Chorwacji jeszcze obowiązuje jako ognisko. Słowo "gazda" jako gospodarz. Bryndza, mamałyga, fujarka, limba czyli sosna - to są wszystko słowa z kultury karpackiej/pasterskiej.
To wrócę jeszcze do Podkarpacia. Czy myśli pan, że Podkarpacie ma szansę, żeby stać się taką kulinarną stolicą Polski? Czy ono może już jest taką stolicą?
Ja nie mam pojęcia co jest kulinarną stolicą Polski. Jedni lubią ryby morskie, a drudzy lubią bryndzę, więc to zależy co kto woli. Jest to na pewno niezwykle interesujący region, piękny. Wszyscy oczywiście znają Bieszczady, przynajmniej ze słyszenia, ale jest tu mnóstwo innych miejsc, które nie są powszechnie znane. No i warto o tym regionie mówić i go promować. Poza tym wie pan, no z Krakowa do Rzeszowa, zwłaszcza w tej chwili to jest po prostu rzut beretem. Kraków też jest w pewnym sensie na Podkarpaciu bo leży pod Karpatami. Podkarpacie to nie jest kraina historyczna, tylko nazwa wymyślona nie tak dawno temu, ale niech tak będzie, to jest Podkarpacie. Mieszkańcy rejonów podkarpackich łączcie się.
Panie Robercie, chciałem jeszcze zapytać o takie ogólne sprawy związane z gotowaniem. Jaka była pana, którą pan ugotował tak samodzielnie od podstaw? Czy to była taka potrawa bardziej na bogato, czy bardziej w wersji takiej studenckiej, takiej troszeczkę biedniejszej?
Studenckiej to nie, bo ja nie mieszkałem w akademiku nigdy. Studiowałem długo, ale chodziłem na obiady do mamusi, mieszkam w Krakowie i studiowałem w Krakowie, więc nie gotowałem w akademiku, ale z drugiej strony nie mogło to być na bogato, bo to były czasy kartek, no to były lata 80, druga połowa lat 80, więc to było coś prostego, ale nie wiem co już w tej chwili.
Nie pamięta pan?
Może pory pod beszamelem. Bardzo prosta rzecz.
Jakie produkty wykorzystuje pan najczęściej w kuchni? Takie produkty, bez których nie wyobraża pan sobie gotowania?
No odpowiedź jest prosta, sól i pieprz. A cała reszta zależy od tego z jakiej kuchni korzystam akurat. Nie wszyscy używają mąki w kuchni, nawet sól czasami jest zastępowana przez sos sojowy czy sos rybny w kuchni azjatyckiej, ale jednak sól i pieprz to są najczęściej używane produkty. No i cukier.
Czyli trzy podstawowe.
Słone rzeczy się czasami lekko dosładza, zwłaszcza w Azji.
Rozumiem. Teraz mamy taką porę roku, gdzie idzie jesień, jest troszeczkę szaro, buro, ponuro, ale nie zawsze. Dzisiaj na szczęście nie. Proszę powiedzieć jakie danie poleciłby pan na sobotni poranek.
Ale pan pan lubi jadać dużo rano?
Nie, nie bardzo. A Pan?
Ja też nie. Ale wie pan, no jak chcę pan jakieś wypasione śniadanie, zważywszy na fakt, że jest jesień, czyli są najtańsze owoce i warzywa, to można zrobić szakszukę. Bliskowschodnie danie. Cebula, papryka, pomidory, kumin, papryka wędzona i potem duszenie, oliwa i jajka w to wbite. To bardzo dobre.
A często pan robi takie dania?
Tak, ale na kolację bardziej niż na śniadanie.
Chciałem jeszcze dopytać o jedną rzecz. W Rzeszowie jest dużo takich punktów z kebabami. Jest też dużo pizzerii. Proszę powiedzieć, czy jeżeli nie chce się panu gotować, to zamawia pan w takich punktach dania?
Raczej nie. A w całej Polsce jest dużo pizzerii, mówiąc po włosku, pizzerni mówiąc po polsku. I w całej Polsce jest dużo kebabów. W każdym miasteczku jest kebab. Kebab jest w ogóle zjawiskiem socjologicznym. Spolszczone danie zapożyczone oczywiście od Turków, ale zmienione. Takie danie socjologicznie ciekawe, bo bardzo często te punkty z kebabem prowadzą jacyś ludzie z Bliskiego Wschodu. Ludzie, którzy przyjechali tutaj, no i robią to co potrafią najlepiej, czyli kebab, dostosowując się do miejscowych gustów. Nie, nie zamawiam takich rzeczy, a to dlatego, że mało jest sytuacji, żeby mi się nie chciało gotować.
A jak już panu się nie chce gotować to co pan je?
To zamawiam Chińczyka, Wietnamczyka albo Taja.
A co pan w ogóle myśli o kebabach? Jakie ma pan zdanie? Jaki stosunek do kebabów?
Tak jak wszystko na świecie, są dobre i złe. Nie ma nic złego w kebabach. Bardzo lubię kebaby w Turcji na przykład.
A w Polsce?
W Polsce rzadko jadam. Poziom jest różny, ale zdarzają się też dobre, ale jadam rzadko, przyznam się panu, no bo jadam co innego w Polsce po prostu. To jest tak jakby pan pojechał, nie wiem, na Słowację, chciałby pan jeść pizzę? No nie raczej. Jadłby pan haluszki bryndzowe.
To już tak na sam koniec naszej rozmowy. Chciałem zapytać jakie dałby pan rady osobom, które dopiero wchodzą w ten świat gastronomii i gdzieś zaczynają stawiać swoje pierwsze kroki. Takie rady od Roberta Makłowicza.
No przede wszystkim uczyć się i być otwartym na nowe smaki i nową rzeczywistość. Uczyć się, uczyć się, uczyć się i chłonąć świat. To dzisiaj nie jest trudne. W wielu krajach jest taniej niż w Polsce, więc podróżowanie nie jest dzisiaj barierą nie do przebycia. Jeździć i się uczyć.
Poznawać nowe smaki.
Tak jest.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
