W ubiegłym tygodniu na Słowacji rozpoczęła się obława za tygrysem, który miał uciec z ukraińskiego ogrodu zoologicznego i przedostać się na teren sąsiedniego kraju. Informacja została potraktowana poważnie. Do mieszkańców wystosowano alert o możliwym spotkaniu z tygrysem w rejonie Parku Narodowego Połoniny. W Polsce rozpisywano się zaś o tym, że zwierzę z łatwością może przedostać się przez granicę i stanowić zagrożenie dla mieszkańców Bieszczad. Słowaccy dziennikarze przyjrzeli się sprawie i wyjaśniają skąd zamieszanie.
Tygrys w Bieszczadach? Słowaccy dziennikarze wyjaśniają
Sprawie przyjrzeli się dziennikarze redakcji noviny.sk. Według opublikowanych informacji tygrys pochodził z prywatnej hodowli w Ukrainie. Reporterka Katka Kleknerova pojechała do hodowli, gdzie usłyszała od właściciela, że zwierzę ze zdjęcia, które obiegło sieć należy do niego.
- Na tym terenie, w promieniu 200 kilometrów nie ma innego takiego zwierzęcia. Tylko ten mój. Jest ze mną od 5 miesięcy – przekazał reporterce właściciel hodowli.
Co więcej, mężczyzna podkreślił, że zwierzę o imieniu „Talizman” mogło ewentualnie przespacerować się do pobliskiego strumienia. Pokazał nawet miejsce, w którym zrobione zostało zdjęcie. W jego opinii zostało ono wykonane kilka miesięcy temu w pobliżu jego domu. Skąd więc całe zamieszanie?
- Centrum operacyjne otrzymało od ukraińskich kolegów informację, że tygrys uciekł z zoo i powinien być w pobliżu wschodniej granicy – zacytowano Lenkę Ivanovą, rzeczniczkę policji z Koszyc.
Materiał słowackich dziennikarzy można obejrzeć »TUTAJ«.