Tego nie możesz przegapić! Tak bieszczadzki niedźwiedź buszował nocą w leśnej stołówce

i

Autor: pexels

Bieszczady

Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Oświadczenie Inicjatywy Dzikie Karpaty

2023-11-17 15:41

Inicjatywa Dzikie Karpaty odniosła się do niedzielnego ataku niedźwiedzia w Bieszczadach. Drapieżnik zaatakował aktywistów związanych z grupą. "Obecność niedźwiedzia zaskoczyła aktywistów. Nie zauważyli zwierzęcia odpowiednio wcześnie(...)".

Atak niedźwiedzia w Bieszczadach

Przypomnijmy, że do ataku niedźwiedzia w Bieszczadach doszło w niedzielę 12 listopada w godzinach popołudniowych. Drapieżnik zaatakował dwie osoby, które przebywały w pobliżu jego gawry. Sytuacja miała miejsce w rejonie dawnej miejscowości Hulsko. Jednemu z zaatakowanych mężczyzn udało się uciec i sprowadzić pomoc dla kolegi, który niestety nie miał tyle szczęścia. Niedźwiedź poważnie go poturbował. W efekcie odniesionych obrażeń mężczyzna trafił do szpitala.

Inicjatywy Dzikie Karpaty reagują na atak

O sprawie ataku było głośno w mediach. Do dyskusji nad zaistniałą sytuacją odnieśli się m.in, leśnicy z Nadleśnictwa Lutowiska, na którego terenie został poszkodowany mężczyzna. Jak się okazało, był to jeden z aktywistów ekologicznych, działających w tym rejonie. Razem z kolegą, któremu udało się umknąć przed rozdrażnionym miśkiem, związani są z Inicjatywą Dzikie Karpaty. Grupa postanowiła odnieść się do sprawy.

Na jej instagramowym profilu pojawił się obszerny post, w którym przedstawiciele "Inicjatywy..." tłumaczą okoliczności zajścia.

"Do zdarzenia doszło na terenie Nadleśnictwa Lutowiska. Obecność niedźwiedzia zaskoczyła aktywistów. Nie zauważyli zwierzęcia odpowiednio wcześnie, nie mieli szansy zareagować na jego sygnały ostrzegawcze i zgodnie z zasadami wycofać się w odpowiednim momencie, nie zachowali środków ostrożności podczas spaceru" - możemy przeczytać w poście.

Wg narracji grupy częściową winę za zdarzenie ponosić mają przedstawiciel Lasów Państwowych.

"Co więcej – na krótko przed zdarzeniem przedstawiciel Lasów Państwowych informował nas, że gawra na pewno nie jest zasiedlona. Wobec tego konieczne jest przedstawienie pełnego obrazu sytuacji, bowiem jest on dowodem przede wszystkim na systemową bierność instytucji w zakresie ochrony przyrody w bieszczadzkich lasach" - przekazuje "Inicjatywa.." w poście.

Nowy Park Narodowy w Polsce. Ma powstać na Podkarpaciu

Post został opatrzony także dwoma komentarzami grupy.

"Mając - niestety - bardzo złe doświadczenia odnośnie wcześniejszych zgłoszeń, a nawet niszczenia ustanowionych stref, koledzy postanowili sprawdzić stan wydzielenia w terenie, co doprowadziło do niebezpiecznego zdarzenia. Obaj dochodzą teraz powoli do siebie, ale nie zmienia to faktu, że czują się źle z sytuacją, w której - działając z dobrych pobudek - zakłócili spokój niedźwiedzia.

Nie powinno było do tego dojść, zwłaszcza w czasie przygotowań do gawrowania. Niedźwiedź zachował się w podręcznikowy, właściwy sobie sposób, na własnym terytorium, obszarze odludnym w okolicach gawry, zaskoczony i w poczuciu zagrożenia zademonstrował swoją siłę i dominację. Ubolewamy, że doszło do tego incydentu. Tym razem popełniliśmy błąd. Jest nam przykro przede wszystkim wobec niedźwiedzia, któremu został odebrany spokój i poczucie bezpieczeństwa.

W mediach i internecie pojawiło się wiele informacji związanych z tym zdarzeniem. O incydencie informowało m.in. Nadleśnictwo Lutowiska, na którego terenie doszło do wypadku. O ile jest dla nas jasne, że komunikat jest potrzebny, o tyle szkoda, że nawet przy takiej okazji nadleśnictwo pozwala sobie na propagowanie nieścisłych informacji wprowadzających w błąd.

Nadleśnictwo dosyć delikatnie określa prowadzoną przez siebie wycinkę w okolicy miejsca gawrowania mianem zabiegów hodowlanych.

Od dawna wiemy, że zrywki prowadzone są na terenach zamieszkiwanych przez niedźwiedzie, wycinane są wypróchniałe jodły lub drzewa ze śladami obecności zwierząt. Alarmowaliśmy i walczyliśmy o ochronę takich miejsc nie raz. Wydzielenie, w którym doszło do incydentu, jest jednym z tych, o ochronę którego zabiegaliśmy.

Okazuje się, że Nadleśnictwo Lutowiska jak samo przyznało, było świadome istnienia gawry w tym wydzieleniu już od stycznia 2023 roku. Jej obecność nie przeszkodziła jednak w przeprowadzeniu wycinki w bardzo bliskiej odległości, nawet 60 metrów od gawry. Nie podjęto żadnych działań mających na celu objęcie ochroną miejsca bytowania niedźwiedzia. Nie zgłoszono nawet tego faktu do RDOŚ. To tłumaczy, czemu na całym Podkarpaciu są tylko dwie strefy ochronne dla niedźwiedzi - pracownicy LP świadomie tych miejsc nie zgłaszają" - czytamy w pierwszym komentarzu.

Narracja jest następnie kontynuowana w drugim.

"W efekcie, większość bieszczadzkich niedźwiedzi żyje poza strefami ochronnymi - do ich matecznika może wejść każdy: leśnik, pilarz, turysta, aktywista. Strefy nie powstają, bo utrudniają gospodarkę leśną. Ale ich brak prowadzi do niebezpiecznych sytuacji, takich jak ta z niedzieli lub z jesieni zeszłego roku, kiedy niedźwiedź zaatakował pracownika Nadleśnictwa Lutowiska, zaledwie kilka kilometrów od tego miejsca.

Zdarzenie, do którego doszło w niedzielę i wszystkie poprzedzające je okoliczności, jak również inne zdarzenia związane z bieszczadzkimi niedźwiedziami prowadzą do jednego wniosku – ochroną powinna zostać objęta nie tylko każda stwierdzona gawra, niezależnie od tego czy w danym momencie jest zajęta przez niedźwiedzia czy nie, lecz również – zgodnie z przepisami Dyrektywy Siedliskowej, każdy las, w którym niedźwiedzie bytują. Tylko w ten sposób zmniejszymy liczbę niebezpiecznych zdarzeń, zapewnimy niedźwiedziom odpowiednie siedlisko, i ochronimy je przed niepokojeniem – tak przez leśników, jak i przez aktywistów".

Niedźwiedzie napełniają brzuszki przed snem