Jak się okazało, mężczyzna podróżował w ten sposób od dłuższego czasu, a psa znalazł nieopodal Sochaczewa. Zwierzę było skrajnie wymęczone i miało liczne otarcia i uszkodzenia łap. - Pies był głodny i nie miał siły nawet wstać, aby napić się wody, posiadał uszkodzone poduszki łap i liczne otarcia i skaleczenia będące ewidentnie efektem długiej i na pewno nie łatwiej podróży – mówi Mówi Krystian Folec z Fundacji Bieszczadzka Organizacja Ochrony Zwierząt.
Szedł do USA przez… Rosję!
Jak sam powiedział, mężczyzna szedł w stronę przejście granicznego w Medyce, aby dostać się na Ukrainę, dalej do rosji i przez ten kraj dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. Nie posiadał przy sobie telefonu i zegarka, tylko kilka rzeczy pierwszej potrzeby, paszport i trochę karmy dla psa.
- Z tego co mówił, do tej pory żywił się tym co znalazł w śmieciach, albo padnięta zwierzyną m.in. zające, sarny itp. dzieląc się nią z psem. Poznaliśmy również jego historię pieszej podróży po Szwecji i deportacji z tego kraju, a także wiele więcej. Niestety, jego splątanie, niespójność niektórych przekazywanych informacji, a do tego również zmęczenie czy chociażby sygnet, wrośnięty głęboko w skórę palca, powodując bolesna ranę, wzbudziły nasz niepokój – dodaje Krystian Folec.
Na miejsce przyjechało pogotowie, które miało zabrać mężczyznę do szpitala. Na miejsce wezwana została również Policja, żeby zabezpieczyć rzeczy 35-latka.
Mężczyzna był chory
Pracownicy fundacji, razem z policją zaczęli szukać więcej informacji o niecodziennym podróżniku. Nie widniał on w krajowych bazach, jednak udało się ustalić, że mężczyzna jeszcze w lutym zaginał w Szwecji i był poszukiwany przez tamtejsze służby jak i również Fundacja Itaka.
- Jeszcze w ciągu tych kilkunastu minut drogi do Ustrzyk Dolnych, udało się nam bezpośrednio skontaktować z matką mężczyzny, która poinformowała nas, że jej syn cierpi na schizofrenię paranoidalną, jednak odstawił leki i pomimo ubezwłasnowolnienia udało mu się na jesień 2021 wyjechać do Szwecji – dodaje Folec.
Mężczyzna aktualnie przebywa w szpitalu. Rodzina odnalazła syna, a pies trafił pod opiekę Fundacji Bieszczadzka Organizacja Ochrony Zwierząt, a tamtejszy wolontariusze mają nadzieję, że po podleczeniu niebawem uda się znaleźć jego właściciela. - Mężczyzna nie chciał źle, on chciał pomóc i zaopiekować się zwierzęciem, ale z powodu swojej choroby zrobił to w nieco niewłaściwy sposób – tłumaczy Folec.