Śmierć po zjedzeniu zatrutej galarety
Regina S. i Wiesław S. staną przed sądem po głośnej sprawie zatruć spowodowanej wyrobami wędliniarskimi ich produkcji. Z ustaleń prokuratury wynika, że małżeństwo hodowali trzodę chlewną dla podreperowania budżetu domowego i wyrabiali z niej wędliny i produkty garmażeryjne, które następnie sprzedawali na targowisku w Nowej Dębie.
Pierwsze informacje o zatrutej galarecie pojawiły się w mediach niespełna rok temu, 17 lutego 2024 roku. Po informacji, że w szpitalu zmarł 54-letni obywatel Ukrainy Jurij N., który zjadł galaretę wieprzową kupioną na targowisku w Nowej Dębie policja zatrzymała małżeństwo spod Mielca.
Ich wyrobami sprzedawanymi z samochodu zatruły się także dwie inne osoby: 67- i 72-latka, które trafiły do szpitala. Po medialnych doniesieniach na policję przyszły jeszcze dwie osoby, które kupiły wyroby na targowisku w Nowej Dębie.
ZOBACZ: W tych gminach na Podkarpaciu przyrost naturalny jest najniższy
Śmierć po zjedzeniu zatrutej galarety. Akt oskarżenia trafił do sądu
W poniedziałek 10 lutego 2025, czyli po niespełna roku od zdarzenia małżeństwo S. zostało oskarżone. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu prok. Andrzej Dubiel przekazał, że oskarżenie dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci jednej osoby oraz ciężkiego i średniego uszczerbku na zdrowiu dwóch innych osób, a także umyślne narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub odniesienia ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pokrzywdzonych osób.
- Oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów i złożyli stosowne wyjaśnienia – dodał prokurator.
Przestępstwo jest zagrożenie karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Galareta zatruta azotynem
Po kilku tygodniach od zdarzenia biegli patomorfolodzy wydali opinię, że bezpośrednią przyczyną zgonu 57-letniego mężczyzny było zatrucie azotynem. Te wnioski pokrywały się z badaniem zatrutej galarety, w której biegli wykryli azotyn w stężeniu toksycznym dla człowieka, ponad 100-krotnie przekraczającym dopuszczalne normy.