Wulkany Norwegii
Czy norweskie wulkany to coś, czego należy się obawiać? Większość z nich jest już na szczęście wygasła i nie stanowi zagrożenia dla mieszkańców kraju, ani europejskiego lotnictwa. Właśnie - większość, jednak nie wszystkie. Wyjątkiem jest tu Beerenberg. Ten wznoszący się niemal na 2300 metrów kolos znajduje się na wyspie Jan Mayen. Dla porównania, jedynym większym aktywnym wulkanem w Europie jest Etna! Ciekawostką jest to, że nazwa wulkanu bynajmniej nie pochodzi z języka norweskiego. Jest ona holenderska. Nadali ją setki lat temu wielorybnicy polujący w okolicy. Nazwa oznacza Górę Niedźwiedzi i pochodzi od miśków, które obserwowali na Jan Mayen.
Ostatni raz Beerenberg wybuchł 6 stycznia 1985 roku, w wyniku czego naukowcy oszacowali, że uwolnionych zostało 7 milionów metrów sześciennych magmy. Ponad to doszło też do trzęsienia ziemi o sile pięciu stopni w skali Richtera. Nie był to jedyny w miarę współczesny wybuch Góry Niedźwiedzi. Wcześniejszą erupcję odnotowano w 1970 roku. Historia pamięta jeszcze dwie - w latach 1732 i 1818. Oznacza to, że wulkan jest dość aktywny.
Co się stanie, gdy Beerenberg wybuchnie?
Jakie konsekwencje miałby ewentualny wybuch Beerenberga? Czy jego erupcja mogłąby zagrozić w jakiś sposób lokalnym miastom i osadom? Z pewnością górze uważnie powinni się przyglądać mieszkańcy Olonkinbyen. To osada, którą okresowo zamieszkuje do 35 osób. Są to głównie naukowcy i członkowie personelu sił powietrznych Norwegii, i byliby najbardziej narażeni na skutki erupcji.
Mieszkańcy większych norweskich miast mogliby odczuć skutki wybuchu, choć nie te bezpośrednie. Chodzi o utrudnienia w podróżach samolotami. Nie wykluczone, że byłby one odczuwalne dla sporej części kontynentu. Podobnie jak przed kilkoma laty w przypadku wybuchu wulkanu na Islandii.
Wulkany w Polsce
Zobacz naszą galerię!
Polecany artykuł: