Sytuacja ekonomiczna w kraju z powodu koronawirusa jest mocno napięta. Wiele osób prowadzących własną działalność może mieć już realne problemy z wypłacalością. W końcu, jak zarobić na sklepie odzieżowym w galerii handlowej, który jest zmaknięty? Albo jak wykonać usługę w czyimś domu, kiedy jest obawa, że możemy zarazić się wirusem lub pozarażać innych?
Sporo pytań o finanse mają też rodzice. Ci, których dzieci chodzą już do szkoły mają ich nieco mniej. Lekcje są bezpłatne, w czasie, kiedy dziecka nie ma w placówce, nie trzeba też płacić za obiady. A jak to jest ze żłobkami? Tu sytuacja wygląda nieco inaczej.
W Rzeszowie funckjonuje wiele żłobków prywatnych. Zapotrzebowanie jest tak duże, że znalezienie wolnego miejsca dla swojej pociechy to jak wygrana w loterii. Opłaty za opiekę nie są jednak małe. W zależności od tego, czy żłobek "załapał" się na zewnętrzne dofinansowanie, czesne wynosi od 500 do nawet 1000 złotych miesięcznie. Suma jest spora. Czy powinno się ją płacić w czasie epidemii?
Polecany artykuł:
Okazuje się, że nie ma żadnych regulacji prawnych, które mówiłyby, że zamknięcie prywatnego żłobka w związku z koronawirusem oznacza brak opłat dla rodziców. O wszystkim decyduje statut takiego żłobka i umową, jaką z nim podpisaliśmy. Niewykluczone zatem, że rodzic będzie musiał zapłacić pełne czesne, jeśli nie chce wypowiadać umowy i mieć pewność, że po epidemii jego dziecko będzie miało zapewnione miejsce w danej placówce.
Podobnie rzecz ma się z dodatkowymi zajęciami typu angielski, a nawet gimnastyka. Choć nie wszystko da się przenieść do świata on-line, i tu o opłatach decyduje zawarta umowa. Może być więc tak, że dziecko w miesiącu nie pójdzie ani razu na przykład na basen, a za kurs trzeba będzie zapłacić.
Może wydawać się to nielogiczne, ale każdy kij ma dwa końce - prywatne żłobki czy dodatkowe zajęcia prowadzą firmy, które muszą ponieść opłaty stałe, na przykład czynsz za lokal i opłacić pracowników.
Pozostaje liczyć na wzajemny szacunek i zrozumienie obu stron konfliktu interesów.