Dzień meczowy od początku nie układał się po myśli naszego pierwszoligowca. Kilka godzin przed meczem, w oficjalnym komunikacie klub poinformował o czterech przypadkach zarażenia koronawirusem w pierwszym zespole. Ale mimo sporego osłabienia, od pierwszego gwizdka to gospodarze byli stroną, która dyktowała warunki i szybko objęli prowadzenie. Wasiluk popisał się fantastycznym długim podaniem do Hebla, ten zwodem minął dwóch obrońców, wyszedł sam na sam z bramkarzem i pewnie go pokonał. Wydawało się, że Resovia lepiej nie mogła wejść w to spotkanie.
Niestety, kilka minut później rywale nie dość, że wyrównali, to jeszcze objęli prowadzenie. Najpierw po strzale z „szesnastki” piłkę do siatki wpakował Wróbel, a później zupełnie niepilnowany Czapliński domknął dobre dośrodkowanie z prawej strony boiska.
Później z jednej i z drugiej strony nie brakowało okazji, ale brakowało skuteczności, dokładności, lub bramkarze stawali na wysokości zadania. Bramkę dla rzeszowian próbował zdobyć strzelający z dystansu Jaroch i bardzo aktywny w tym meczu Hebel. Niestety bezskutecznie. Swoje okazję miała też Odra, ale na szczęście groźny strzał głową Marca obronił Branislav Pindroch.
W drugą połowę lepiej weszli przyjezdni. Po strzale głową Marca, rzeszowian uratowała poprzeczka. Ta sytuacja obudziła gospodarzy i już kilka minut później cieszyli się z wyrównującej bramki. Po świetnym podaniu między dwóch stoperów i dobrym przyjęciu piłki Mikulca, gracz Resovii z łatwością, w sytuacji sam na sam, pokonał Kuchtę. Dokładnie 10 minut później podopieczni Dawida Kroczka cieszyli się z wyjścia na prowadzenie. W polu karnym sfaulowany został Strózik, a „jedenastkę” bardzo pewnie wykorzystał Wasiluk.
Katastrofa w doliczonym czasie gry
Po bramce dającej prowadzenie w meczu, Resovia kontrolowała spotkanie i grała tak jak lubi, czyli w defensywie cierpliwie czekała, aż rywal popełni błąd i nadzieje się na kontrę. Niestety, w doliczanym czasie gry, gdy opolanie hurtowo wrzucali piłkę „na aferę”, koszmarny błąd popełnił Rostkowski i zupełnie niepotrzebnie w polu karnym „wyciął” zawodnika Odry. Rzut karny na gola zamienił Niziołek, a sędzia zaraz potem odgwizdał koniec spotkania.
- Nie mamy prawa popełnić takiego błędu w 94. minucie meczu, gdzie napastnik przestawia naszego środkowego obrońcę, a potem nasz skrzydłowy popełnia kuriozalny błąd i fauluje zawodnika, który w tej sytuacji nie mógł nic zrobić. Musimy powiedzieć wprost, że takie sytuacje nie powinny mieć w ogóle miejsca, bo to kosztuje po prostu dwa punkty w naszym przypadku – grzmiał na pomeczowej konferencji trener Dawid Kroczek.
Polecany artykuł: