„24 lutego zbudziły nas wybuchy. Nie życzę tego nikomu, nawet Rosjanom”

i

Autor: pexels.com

„24 lutego zbudziły nas wybuchy. Nie życzę tego nikomu, nawet Rosjanom”

2023-02-24 8:11

Ilona Fedosieievia uciekła z Ukrainy kilka dni po wybuchu wojny. Razem z dziećmi i mamą przyjechała do Polski, by przeżyć. W Irpieniu skąd pochodzi został jej ojciec, który nie chce słyszeć o wyjeździe. Zapytaliśmy ją, jak wygląda jej życie rok po dramatycznych przeżyciach.

Co zapamiętałaś najbardziej z pierwszych dni wojny?

Pamiętam poranek 24 lutego, gdy wszyscy spokojnie spaliśmy. Zbudziliśmy się z dziećmi i mamą o 4.30. Słyszeliśmy alarmy, odgłosy wybuchów bomb i myśliwców, które latały wszędzie.

Co było dalej?

W domu wszyscy krzyczeli. Wystraszone dzieci i ja też, bo nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Zrozumiałam dopiero, gdy włączyłam telewizor i zobaczyłam, że rozpoczęła się wojna, taka na poważnie. Teraz, rok po wojnie nie życzę tego nikomu, nawet Rosjanom.

Jak tłumaczyłaś to swoim dzieciom? 

Mówiłam im, że to, co widzą nie jest prawdziwe. Potem jak przyjechaliśmy do Rzeszowa i przyjęła nas fundacja, mieszkaliśmy w okolicy strzelnicy. Jak dzieci słyszały strzały, to nie dało ich się uspokoić. Tłumaczyłam im, że jesteśmy bezpieczni, ale one mi nie wierzyły, bo gdy uciekaliśmy z Irpienia mówiłam to samo.

Polsk dała nam schronienie

Uciekłaś do Polski z trójką dzieci i matką. Ktoś został w Irpieniu?

Został ojciec, który nie chciał słyszeć o ucieczce do Polski. Nie walczy w wojsku, a w obronie terytorialnej. Jest chory na cukrzyc i nie chce mnie słuchać, gdy mówię mu żeby zadbał o swoje zdrowie.

Żyjąc w Polsce masz na bieżąco relacje, jak Irpień wygląda teraz?

Jest zniszczony w 74 procentach. Nie ma większości domów, mieszkań, ludzi. Znajomi, którzy tam sam mówią mi, że mało tam robią, mało odbudowują. Wszyscy przyjeżdżają zobaczyć, jak to wygląda, bo to niestety brzydka wizytówka wojny. Wiem, że wojna dalej tam trwa. Moje dzieci uczą się stacjonarnie w Polsce, ale mają też zajęcia online z Ukrainy. Nie ma tam światła, nie ma tam spokojnego czasu. Widzę, jak inne dzieci piszą, że teraz nie mogą wejść na zajęcia, bo jest alarm i że czekają w piwnicy. To nie jest normalne życie.

Czy osoby, które tam zostały traktują was inaczej? 

Te osoby, które przeżyły coś złego i rozumieją prawdę o wojnie, nie mówią nic. Gdy ja byłam z dziećmi w piwnicy przez trzy dni bez jedzenia i światła, bałam się, że nie przeżyjemy. Teraz dziękuję Bogu. Nie myślę o tym, czy ktoś opowiada coś złego. Nie znam ludzi, którzy myślą źle o tych, którzy wyjechali.

Co stało się w momencie przyjazdu do Polski?

Najpierw utrzymywała nas rodzina z Mielca, bardzo nam pomogli.

A teraz? Jak twoje życie wygląda rok po wybuchu wojny?

Wygląda jak normalnie życie. Chciałbym zapomnieć o tym, co tam się działo, ale nie mogę. Muszę żyć z tym dalej, dla moich dzieci. Dlatego buduję swoje życie od zera. Pracuję w Wojewódzkim Urzędzie Pracy, w specjalnym projekcie dla Ukraińców w Polsce. Pomagamy się zintegrować, wejść w nowe życie, proponujemy kursy zawodowe, porady psychologiczne, czy prawne.

Polska jest nowym domem?

 Nawet nie wiem, jak to powiedzieć. W tej sytuacjibPolska dla mnie jest najukochańsza.