Nieczytelne lub niewidoczne z drogi numery domów i bloków, brak tablic z nazwami ulic, psy biegające po podwórku, a nawet zamknięte bramy na teren firm lub ogródków działkowych - z tym na co dzień wciąż mierzą się ratownicy medyczni. Wszystko to może znacznie opóźnić akcję ratunkową, w trakcie której liczą się sekundy. Szczególnie jesienią i zimą, gdy dojazd i działania utrudnia dodatkowo wcześnie zapadający zmrok, te kwestie mają wagę ludzkiego życia.
- Wiele razy prowadziliśmy kampanie edukacyjne na ten temat i wydawałoby się, że to poskutkowało, ale oczywiście czas mija, powstają nowe domy, zmieniają się władze firm czy ogródków działkowych i okazuje się, że problem znów jest palący. Niedawno na terenie jednego z ogródków działkowych przechodnie udzielali pierwszej pomocy choremu, do którego wezwano karetkę. Jak się okazało, nie mogła wjechać, bo bramy były zamknięte. Co prawda administrator doniósł klucze i karetka wjechała, ale takich rzeczy nie wolno zostawiać przypadkowi czy szczęściu - apeluje dr n. med. Grzegorz Gałuszka, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Mielcu. -
CZYTAJ TAKŻE: Kolejny pijany kierowca w rękach policji. 60-latek wydmuchał blisko 2 promile
Oznaczcie domy i otwórzcie bramy!
A co, gdyby do administratora nie można się było dodzwonić lub nie mógłby on szybko przyjechać? Podobne problemy ratownicy zauważają, gdy trzeba dotrzeć do prywatnych posesji. Albo ulica nie jest opisana, albo numery domu są niepodświetlone, niekiedy dojazd utrudnia źle zaparkowane auto.
- Może to kosztować ludzkie życie, dlatego warto spokojnie, w wolnym czasie przedyskutować z rodziną lub w firmie, czy pod tym względem wszystko jest u nas w porządku. Może potrzebne są zmiany, nowe rozwiązania, inne procedury, bo gdy dochodzi do nieszczęścia, na to nie ma już czasu - mówi dyrektor Pogotowia.